Granice nosimy w sobie.

“Granice są w nas” . Od jakiegoś czasu lubię pielęgnować tą myśl i starać się tak o granicach myśleć. Jak o czymś, co określa, to co w  dla nas ważne i to, co w nas żywe: potrzeby, przekonania, wartości, spostrzeganie świata. Granice są z nami i dają o sobie znać wszędzie tam, gdzie pojawia się kontakt z drugim człowiekiem. Widzę i słyszę ile napięcia, rozterek powodują one w życiu rodziny. “Granice powinny być jasne”, “Muszę być stanowczy, tylko tak dziecko się czegoś nauczy”, “Granice dają poczucie bezpieczeństwa”. Chciałabym Wam przedstawić dwie perspektywy w patrzeniu na granice.

Zdjęcie: Unsplash, Xavier Mouton Photography

Granice. Perspektywa 1. 

Najcześciej słyszę o granicach, jak o czymś, co wiąże się z wychowaniem i powinno być z góry ustalone. W tej perspektywie granice to zakazy, nakazy, sztywne reguły. Należy je wyznaczać, zaznaczać, stawiać. W tej perspektywie mocno łączą się z “Musisz”, “Nie wolno”, “Zostaw”, “To ja tu decyduję”, “To ja mówię, co jest ok, a co nie”. Kiedy o tym myślę, wyobrażam sobie mur, który cegła po cegle staje się coraz wyższy, aż trudno za nim dostrzec dziecko, które też przecież ma swoje pragnienia, potrzeby.  Dużo w tym miejscu dla mnie strachu, frustracji, złości i u tych, którzy granice “stawiają”, jak i u tych, którym te granice są stawiane. Rodzice często obawiają się, że gdy granic nie będzie, to “dziecko wejdzie im na głowę”. Kiedy kolejne “Zostaw”, “Tyle razy Ci mówiłam” nic nie dają, pojawia się frustracja, złość i napięcie. A stąd krótka droga do jeszcze mocniejszego zacieśniania granic. Dzieci natomiast mają już z racji rozwoju ograniczone możliwości. Kiedy więc w obszarach, w których mogą decydować, pokazywać swoje granice odbijają się od muru rodzicielskich zakazów i nakazów, trudno im budować poczucie sprawczości, własnej wartości, umiejętności decydowania o tym, co dla nich ważne i bronienia tego. Ochrona własnej autonomii może rodzić napięcie, frustrację, złość. Może być tak, że dzieci będą poszukiwały obszaru, gdzie mogą decydować, a to na co na pewno mają wpływ to: sen, jedzenie, wydalanie. Mogą więc np. pojawić się zaparcia u dziecka. Są też dzieci, które mogą zrezygnować z siebie i swoich potrzeb.

Myślę, że to miejsce, może być  odwiedzane przez rodziców z lęku i troski. Czasami z lęku przed czymś, czego nie znamy lub sami nie mieliśmy, jak możliwości mówienia o tym, co dla nas nieprzyjemne, decydowania o sobie, o tym, co dla nas ważne, przeżywania silnych emocji. Z troski o o dziecko lub o siebie czasami.

W moim poczuciu jednak, ta przestrzeń, nie służy relacji. Nie służy często samym rodzicom, byciu przy tym, co faktycznie jest dla nich ważne, wsłuchiwaniu się w siebie. |Trudno więc, aby było to miejsce na słuchanie siebie nawzajem i uwzględnianiem potrzeb wszystkich stron.

 To co z tymi granicami? Perspektywa 2.

W tej perspektywie granice to nie zakazy, nakazy i reguły jasno określone. Nie trzeba ich wyznaczać, stawiać.

Granice ma każdy człowiek – swoje własne. Granice nosimy w sobie.

Granice osobiste, które określają  nasze wewnętrzne “terytorium”. Taka przenośnia określająca to, co lubię, a czego nie za bardzo. Co, jest dla mnie ważne, a co wcale niekoniecznie. To, na czym mi zależy, czego potrzebuję, a co jest nieistotne i mogę odpuścić.

Granice mamy wszyscy już w momencie przyjścia na świat. U niemowląt początkowo skupiają się głównie wokół potrzeb fizjologicznych, bezpieczeństwa, bliskości.

Małe dzieci potrafią świetnie zadbać o to, co dla nich ważne. Pokazują swoje granice bardzo wyraźnie. Odwracają wzrok, kiedy jest dla nich za dużo. Wypluwają pierś lub smoczek butelki, kiedy nie chcą jeść. Wzywają rodziców, kiedy potrzebują bliskości lub ukojenia. Płaczą, kiedy są głodne lub pielucha domaga się zmiany. Z czasem i rozwojem żywo zaznaczają swoje granice, krzycząc, mówiąc, płacząc lub dając znać ciałem w inny sposób, o tym że nie chcą już jeść, nie mają ochoty pocałować babci, lub tulić się do cioci.

I my mamy swoje granice. Odkrywamy je cały czas, w kontakcie z drugim człowiekiem: partnerem, żoną, współpracownikami, przyjaciółmi, dziećmi.

Niektóre z nich są dla nas jasne: “Ważne jest dla mnie, aby inni przychodzili punktualnie na umówione spotkanie”, “Nie lubię kiedy ktoś dotyka kolekcji moich płyt.”,  “Trudno mi z tym, jak widzę, że moje książki leżą porozrzucane na podłodze”.

Bywa też tak, że swoje granice odkrywamy dopiero w konkretnej sytuacji, w relacji z dzieckiem, drugim człowiekiem: “Nie lubię, kiedy dzieci zostawiają swoje zabawki na łóżku w sypialni”. “To dla mnie ważne, aby choć  jeden raz w tygodniu zjeść wspólny posiłek”.

Czasami trudno nam je zobaczyć i usłyszeć, a nawet, kiedy je widzimy, to trudno je wypowiedzieć na głos. Bo kiedy dochodziły do głosu wiele lat temu, byliśmy uczeni rezygnowania z siebie, swoich potrzeb i granic, bo to “niegrzecznie” pokazywać swoją złość, bo ciocia się obrazi, kiedy nie damy jej buziaka, bo jak to tak, mówić, że nie chce się zjeść obiadu u babci, że wcale nie trzeba tak płakać, bo przecież ta maskotka nie była wcale taka ładna.

Co możemy wtedy zrobić?

1. Warto wtedy posłuchać swojego ciała. To ono pierwsze informuje nas o tym, że coś się dzieje. Nasze potrzeby nie są zaspokojone, granice naruszone. Ciało może dawać nam znać poprzez przyśpieszony oddech, ucisk w brzuchu lub klatce piersiowej, pulsowanie w skroniach, ból głowy, zaciśnięte pięści.

Kiedy wracamy po kilku godzinach z pracy, nikogo w domu nie ma, a materiały na warsztaty zamiast na półce, leżą porozrzucane na podłodze. Czuję, jak “To” pojawia się w moim ciele.

I dokładnie tak samo jest w drugą stronę, moje ciało jest rozluźnione, lub czuję mrowienie, delikatne łaskotanie, które może mówi mi, że moje potrzeby są zaspokojone, a granice wzięte pod uwagę.

Kiedy schodzę rano do salonu i zamiast wczorajszego bałaganu: klocków i książek porozrzucanych po podłodze, talerzy zostawionych na ławie, widzę porządek i słyszę, jak córka mówi: “Wczoraj zapomniałam, ale wiem, że lubisz schodzić rano na dół i widzieć, że nic nie leży porozrzucane po podłodze”.

2. Możemy przyjrzeć się emocjom, które się w nas pojawiły: bezsilność, złość, frustracja, niezadowolenie, rozczarowanie.                    Często to trudne zadanie, kiedy jesteśmy w trakcie emocjonalnej burzy. Jednak kiedy emocje nieco opadną warto pomyśleć o tym, skąd tak silne emocje wzięły się w tej sytuacji? O czym chciały Cię poinformować? Co chciały powiedzieć?

Dlaczego kiedy zobaczyłam, moje książki i notatki zrzucone z półki poczułam taką złość? Co było dla mnie ważne w tej sytuacji? Czy ważne jest dla mnie wspólne dbanie o porządek? A może potrzebuję zrozumienia, jak cenne są to dla mnie przedmioty? Jak mogę o to zadbać? Czy mogę porozmawiać z moją rodziną o tym? Czy skoro mam dwuletnie dziecko mogę przenieść książki i notatki poza zasięg jego rąk? To, co ważne to fakt, że w kontaktach z dziećmi to my jesteśmy odpowiedzialni za swoje granice. Dzieci potrzebują wielu prób i powtórzeń żeby się nauczyć. Stąd jeśli nie chcę, aby dwulatek bawił się moimi kosmetykami może lepiej schować je do szafki. Jeśli nie mam ochoty znajdywać swoich porysowanych przez trzylatkę książek, może będzie korzystniej jeśli włożę je na górną półkę.

3. Możemy również być uważni  na to, co się dzieje, co nam robi to, czego doświadczamy.  Czy to nas wspiera, czy raczej niekoniecznie? Czego chcę? Na czym mi zależy ? Czy to jest moje i czy mi służy? Czy to jakieś przekonanie? Lub wzięłam to od kogoś?

Kiedy postanawiam, że chcę aby moje dziecko spało w swoim pokoju, a ono ma zupełnie inne plany i tak próbujemy różnych magicznych technik, a dziecko płacze, nie chce, albo jak już zaśnie i tak przychodzi w nocy. Czego ja właściwie chcę? Skąd mi się wziął ten pomysł? Czy jest mój, bo mi niewygodnie, dziecko spycha mnie z łóżka i wkłada stopy do oka? Czy usłyszałam od swojej sąsiadki “Ja nie rozumiem, jak tak można spać z dzieckiem, przecież od dawna powinno spać w swoim łóżku”? Jeśli mi dobrze, wysypiam się ja, mój mąż i moje dziecko, to dlaczego chce coś z tym zrobić? A jeśli nie wysypiam się totalnie, to jak mogę to zrobić tak, aby wziąć również pod uwagę potrzeby dziecka?

W tej perspektywie pielęgnujemy własne granice, mówimy o nich, dbamy o nie. Tu słyszymy granice innych i chcemy je brać pod uwagę, tak jak swoje własne. Tworzymy wspólną przestrzeń, gdzie granice każdego są szanowane. Jesteśmy w kontakcie ze sobą (lub staramy się być) i z dzieckiem. Budujemy autentyczne relacje.

Granice każdy człowiek może mieć różne i w różnych miejscach. I to też jest ok. To, że mama nie lubi grać z dziećmi w Minecrafta ( to ja ;)), nie znaczy, że wszyscy mają z tego zrezygnować. Bo może tato chętnie w taką aktywność wejdzie. To, że ktoś nie lubi, gdy z głośników w sobotni poranek dobiega głośny rock ( to znowu ja :)), nie oznacza, że mój partner i dzieci (które bardzo to lubią), muszą tego zaprzestać. Może mogą to robić wtedy, gdy wychodzę na zakupy? Albo na spacer z psem?

Jeśli moje granice ścierają się w pewnym momencie z granicami dziecka. Sprawdźmy, jakie potrzeby za tym stoją i co możemy zrobić, aby je zaopiekować.

Kiedy wracam po pracy do domu , nie mam ochoty na granie w warcaby, układanie klocków i  chcę chwilę odpocząć. A dzieci domagają się mojej obecności. Co możemy zrobić? Jeśli ja mam potrzebę odpoczynku, a dzieci bliskości i kontaktu ze mną, to może poleżymy wspólnie na kanapie? Poczytamy książkę? Poopowiadamy sobie historie z dzisiejszego dnia? Może dzieci mogą poukładać puzzle, gdy ja będę leżała na dywanie?

Mam też takie poczucie, że często widzimy dwa bieguny: coś jest czarne albo białe, jest lub tego nie ma. Po jednej stronie widzę perspektywę wyznaczania, stawiania granic, sztywnych reguł i kontroli, aby to działało. A po drugiej stronie: chcę powiedzieć Nie, nie zgodzić się, wyrazić siebie ale zagryzam zęby, odwracam wzrok, wciskam swoją frustrację w głąb i robię. I jedna i druga opcja utrudnia budowanie relacji z dziećmi i uczenie się przez nich wyrażania siebie i swoich granic. W pierwszym przypadku, dzieciom może być trudno usłyszeć potrzeby rodzica, bo ich własne bardzo rzadko są brane pod uwagę. Albo dziecko w pewnym momencie rezygnuje z siebie. W drugiej, kiedy nie mówię o tym, że czegoś nie chcę, nie lubię – dzieci to widzą. Czują rozdźwięk między tym co rodzic mówi, a co pokazuje jego ciało. Mogą się uczyć, że nie warto mówić o tym, co dla mnie ważne, czego chcę, a czego niekoniecznie . Ale…pomiędzy jest przestrzeń. Miejsce, gdzie się spotykamy, rozmawiamy, mówimy o tym, co dla nas ważne, eksplorujemy to i słuchamy, co ważne dla drugiego człowieka. Nie ma wygranych, ani przegranych, tylko starania o to, by granice każdego miały szansę wybrzmieć i aby można było poszukać satysfakcjonujących rozwiązań.

Zdjęcie: moja radosna twórczość 🙂

Jak mogę mówić o swoich granicach?

Jasper Juul (1) pisał o wyrażaniu ich językiem osobistym: chcę/nie chcę, zależy mi, lubię/nie lubię.

Mam poczucie, że dzieciom i ludziom w ogóle, łatwiej jest słuchać i słyszeć, kiedy mówimy o tym, co dla nas ważne. Łatwiej dziecku usłyszeć, pozostać w kontakcie i poszukać wspólnych rozwiązań, kiedy rodzic mówi na czym mu zależy. Niż kiedy wymaga, zakazuje, nakazuje.

Dziecko to “inny Ty”, nie “odrębny gatunek funkcjonujący w oparciu o inne zasady”, pisze Pietra Krantz Lindgren w książce “Mów, słuchaj, zrozum”( 2). To znaczy, że też doświadcza różnych emocji, potrzebuje bezpieczeństwa, autonomii, bliskości, wolności, możliwości decydowania o sobie. Zaznaczania, gdzie przebiegają jego granice. To służy rozwojowi, budowania sprawczości, poczucia wartości.

 

Zdjęcie: Unsplash, Jakub Owens

Jak dzieci uczą się granic?

Początkowo, uczą się tego bardzo, kiedy to ich granice są szanowanie i branie pod uwagę. Kiedy dziecko mówi “Nie” – kolejnej łyżce zupy. Kiedy nie chce ubrać żółtej sukienki, tylko niebieskie spodnie.

Uczą się tego również poprzez obserwowanie swoich rodziców. To, co możemy robić, to po pierwsze uświadamiać sobie i dbać o własne granice. Mówić, o tym, czego chcemy, na czym nam zależy, co jest dla nas trudne.  W ten sposób dzieci słyszą i widzą, jak można wyrażać siebie.

Te dwa procesy wzajemnie się przenikają i uzupełniają: mówię o swoich granicach i jednocześnie szanuję Twoje.

To wszystko mocno łączy mi się jeszcze z tym, że nie ma “złotych rad”, jednych wytycznych, tych samych reguł, granic, które powinny obowiązywać we wszystkich rodzinach.  Tak, jak każdy z nas jest inny, tak i granice każdego z nas mogą leżeć, gdzie indziej. Więc ja mogę się zgodzić na coś, ale mój partner nie. Dla mnie może być ważne coś, na co inna mama zupełnie nie zwraca uwagi.

Moje granice są ważne. To, co dla mnie istotne ma znaczenie. Mogę się temu przyglądać, mogę o tym mówić. Ważne jest również dziecko i jego odrębność. Jego granice. To, że ono też może czegoś nie lubić, nie mieć na coś ochoty. Coś może być dla niego ważne. Na czymś może mu zależeć.  To wszystko, to nieustanny proces, nic nie zadziewa się jednego dnia.

I nie jest tak, że ja sobie tu piszę i jestem mistrzem dbania i komunikowania swoich granic. Każdego dnia ćwiczę siebie w dbaniu o swoje granice i szanowaniu tych dziecięcych. Czasami bardzo mi to nie wychodzi, a “Nie”, “Zostaw” i “ja tu wiem lepiej” automatycznie wypływa z moich ust. Czasami biorę kilka….naście głębokich oddechów, aby mieć przestrzeń na wysłuchanie tego, co ważne dla moich dzieci. Mam jednak poczucie, że sama świadomość, że jest ta druga perspektywa, pomaga (nie zawsze:)) zatrzymać się, przyjrzeć się sobie, dziecku, sytuacji.

 

  1. Juul J. Twoje kompetentne dziecko, Wydawnitwo Mind
  2. Krantz Lindgren P. Mów, słuchaj, zrozum, Wydawnictwo Mamania
  3. Stein Agnieszka, Dziecko z bliska,  Wyd. Mamania

Dodaj komentarz

Close Menu
×

Koszyk